Recenzja książki "Ewolucja, dewolucja, nauka"

Autor: Wojciech Pawlak


Gdy w lutym tego roku postanowiłem odwiedzić swoje byłe liceum, moja nauczycielka biologii wręczyła mi do ręki książkę, a w zasadzie „podręcznik”, rozsyłany rzekomo do polskich szkół w ramach bezpłatnej dystrybucji. Szybki rzut okiem na okładkę opatrzoną łbem T-rexa o stępionych zębach, po której stąpa sławny (choć należy zaznaczyć, że nieaktualny) szereg ewolucji hominidów. Ten surrealistyczny obraz opatrzony został tytułem „Ewolucja, dewolucja, nauka”, przy czym słowo dewolucja zostało dyskretnie wytłuszczone.

Poglądy profesora Giertycha na teorię ewolucji, znane już od wielu lat w środowisku naukowym, nie zwiastowały wielkiego zaskoczenia odnośnie treści książki. Mimo to postanowiłem rzucić na nią okiem, ot z czystej ciekawości, a może odrobiny wrodzonej krnąbrności.

Już po przeczytaniu spisu treści, jakiekolwiek strzępki nadziei odnośnie zarówno tonu, jak i dyskursu publikacji, prysły. Po pierwszych kilku zdaniach właściwej treści książki, padły również jakiekolwiek oczekiwania odnośnie rzeczowej argumentacji. Wówczas odłożyłem „Ewolucję…” na półkę. W zasadzie tutaj mógłbym zakończyć… gdyby książka była jedną z tysięcy leżących na regałach w księgarni. Niemniej jednak, jest to publikacja, która trafiła do wielu szkół w Polsce, nieraz pewnie otwierana przez młodzież1, która będzie opierać na niej swoją wiedzę. Ponieważ stan edukacji młodzieży leży mi na sercu, postanowiłem przedrzeć się przez blisko 190 stron książki prof. Giertycha, aby móc z czystym sumieniem napisać niniejszy tekst.

Ewolucja, dewolucja, nauka

Prof. Maciej Giertych – „Ewolucja, dewolucja, nauka”

  1. Wstęp

Prof. dr hab. Maciej Giertych w 1954r. ukończył studia leśne na Uniwersytecie w Oksfordzie, a w późniejszych latach uzyskał doktorat z fizjologii roślin, habilitację z genetyki oraz tytuł profesora zwyczajnego (1989). Przez wiele lat wykładał m.in. genetykę populacyjną na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu (1976-1993). Był również posłem na sejm IV kadencji, jednak jeszcze w trakcie jej trwania został wybrany na posła Parlamentu Europejskiego VI kadencji (2004-2009). Od wielu lat jest również znanym zwolennikiem i propagatorem koncepcji kreacjonistycznych.

Książka, jak pisze autor w swoistym wstępie, została napisana w oparciu o wnioski z konferencji w Parlamencie Europejskim, na temat nauczania ewolucji w szkołach, którą zorganizował w dniu 11 października 2006 roku. Przytacza również poglądy prelegentów występujących na owym zjeździe, przedstawiając ich jako naukowców i specjalistów w swoich dziedzinach. Chciałbym się na chwilę zatrzymać nad tym wątkiem z co najmniej dwóch powodów: Po pierwsze dla wielu czytelników, odbycie się takiej debaty w Parlamencie Europejskim może wydawać się silnym argumentem za tym, iż faktycznie istnieje spory, poparty rzeczowymi dowodami sceptycyzm względem teorii ewolucji. Po drugie, sposób w jaki autor opisuje prelegentów konferencji doskonale ukazuje ton w jakim utrzymana jest całość publikacji.

  1. Konferencja

Na samym początku należy zaznaczyć, iż przedstawiona przez prof. Giertycha debata w Parlamencie Europejskim została niedwuznacznie skomentowana przez ówczesnego rzecznika komisji ds. edukacji Tona Huyssena. Zdecydowanie odcina się on, w imieniu całego europarlamentu, od rzeczonej konferencji oraz zaznacza, że każdy deputowany może zorganizować dowolny panel dyskusyjny, a funkcja parlamentu ogranicza się do zapewnienia sali oraz sprzętu.

Jak wcześniej wspomniałem, autor opiera wagę debaty na wypowiedziach trojga zajmujących w niej głos naukowców. Zgodnie z kolejnością i afiliacją przedstawioną w książce byli to: dr Hans Zillmer – paleontolog, autor wielu książek o ewolucji oraz uczestnik licznych ekspedycji, inż. Guy Berthault – sedymentolog z paryskiej Ecole Polytechnique oraz prof. Joseph Mastropaolo – fizjolog człowieka z California State University.

Niestety jedynie afiliacja ostatniego z prelegentów odpowiada rzeczywistości. Hans Zillmer uzyskał podwójny tytuł inżyniera z zakresu inżynierii cywilnej oraz tytuł doktora nauk politycznych, nigdy nie ukończył studiów dających pełne wykształcenie z zakresu paleontologii, biologii, czy geologii. Jest natomiast autorem licznych książek, w których przedstawia swoją teorię młodej Ziemi, czy kolonizacji Ameryki przez Rzymian. Jego retoryka została otwarcie skrytykowana nawet przez niemieckie towarzystwo kreacjonistyczne Wort und Wissen.

Drugiego prelegenta autor przedstawia jako pracownika paryskiej politechniki. Tak naprawdę Guy Berthault jedynie tam studiował, uzyskując tytuł inżyniera hydraulika. Jego doświadczenia z sedymentologią ograniczają się do odtworzenia, w kilku eksperymentach, znanych od lat 60-tych tzw. sekwencji Boumy tj. charakterystycznej laminacji osadu tworzącej się w warunkach turbulentnych prądów morskich, powszechnie występująca m.in. we fliszu karpackim. Nie dowodzą one jednak, jak sugeruje to Berthault, potopowej genezy skał osadowych na Ziemi.

Jedyny rzetelnie afiliowany prelegent wypowiadał się w trakcie konferencji na temat rzekomego zaniku różnorodności biologicznej, informacji genetycznej oraz wypalaniu się energetycznym świata. Niestety prof. Joseph Mastropaolo w całej swojej karierze naukowej zajmował się głównie fizjologią i biomechaniką i trudno uznać go za eksperta w wyżej wymienionych tematach. Tym bardziej, że takie tezy jak wypalanie energetyczne Ziemi powinien być w stanie zanegować uczeń polskiego gimnazjum, posiadając wiedzę na temat stałych dostaw energii w postaci promieniowania słońca.

W każdej debacie poruszającej znaczący problem, co do którego istnieją dwa rozbieżne, liczące się stanowiska, powinny brać udział oba z nich. Tutaj nie dość, że widzimy jedynie reprezentację jednej ze stron (czyżby problem jednak nie był znaczący lub wypowiadająca się strona obawiała kontrargumentacji?), to sam organizator posługuje się manipulacją słowną, hiperbolizując pozycję swoich gości w świecie nauki . Ponadto jako autor książki powiela nieprawdę głoszoną przez prelegentów, pomijając ciążącą nad nimi dyskredytującą krytykę środowisk specjalistów.

  1. „Spór” o ewolucję

Główna treść książki podzielona jest na sześć rozdziałów, z czego tylko dwa pierwsze poruszają zagadnienia stricte biologiczne. Pozostałe cztery wykraczają, nieraz dalece, poza kwestie naukowe i prowadzą czytelnika od prywatnych opinii laureatów Nagrody Nobla na temat pochodzenia życia, poprzez prądy eugeniczne, ideologie nazistowską i komunistyczną, aż do stanowiska Kościoła katolickiego.

Pierwszy rozdział poświęcony jest krytyce ogólnie przyjętego stanu nauki będącego podstawą naszej wiedzy o mechanizmach i przebiegu ewolucji. Neguje on podstawowe informacje znajdujące się w szkolnych podręcznikach, a nawet zaprzecza sam sobie. Warto zaznaczyć, że autor z rzadka trafia w sedno, chwytając się kwestii mało istotnych dla współczesnego poglądu na ewolucję. Ponieważ jesliby chcieć skomentować wszystkie, podnoszone w tej części przez prof. Giertycha, argumenty świadczące rzekomo przeciwko teorii ewolucji, musiałaby powstać druga, dwa razy grubsza książka, postanowiłem skupić się na paru przykładach.

Pierwsza poruszona przez prof. Giertycha kwestia tj. powstawanie ras jest reprezentatywnym przykładem wielu tez stawianych w książce. Autor odwołuje się do darwinowskiego pojęcia rasy wykorzystanego w „O powstawaniu gatunków…”, umieszczając je w kontekście naszej wiedzy z zakresu genetyki. Postuluje on, że powstanie rasy wiąże się niejako z utratą informacji genetycznej. Jest to niejasne kuriozalne sformułowanie, które najprościej można zrozumieć jako uszczuplenie informacji genetycznej (ubytek DNA?) przedstawiciela potomnej rasy, względem macierzystej, co oczywiście nie jest prawdą. Alternatywnym rozumieniem tego sformułowania może być uszczuplenie puli genowej, ku czemu jeszcze można by doszukiwać się podstaw. Niezależnie od tego co autor miał na myśli, błąd rozumowania tkwi zdecydowanie głębiej.

  1. „O powstawaniu gatunków…” wciąż żywe

Prof. Maciej Giertych chcąc krytykować współcześnie obowiązującą teorię ewolucji odwołuje się do wydanego 157 lat wcześniej dzieła, ważnego i kluczowego dla rozwoju dzisiejszej biologii, ale również, z perspektywy dzisiejszej wiedzy, zawierającego wiele błędów i nieścisłości. Co więcej, podobnie jak Darwin w „O powstawaniu gatunków…”, nie stawia rozgraniczenia między odmianą powstałą w środowisku naturalnym, od tej wyselekcjonowanej przez człowieka. To, co najbardziej uderzające – umieszcza on koncepcje Darwina w kontekście współczesnej genetyki, podczas gdy sam twórca teorii ewolucji do końca życia nie miał nawet pojęcia o odkryciach Gregora Mendla.

To wszystko składa się na fragment tekstu napisany przez profesora genetyki populacyjnej, odnoszący się do najważniejszego dzieła w historii biologii, zawierającego wiele spostrzeżeń wyprzedzających o przeszło sto lat rozwój ekologii, ściśle związanej z jego dziedziną. W wielu innych miejscach „Ewolucji, dewolucji…” pojawiają się argumenty noszące podobne znamiona, tj. zawierające niedopowiedzenia lub opierające się na poglądach przestarzałych lub nieprawdziwych, a przedstawiane czytelnikowi jako powszechnie obowiązujące. To się tyczy chociażby fragmentów poświęconych ewolucji człowieka, krępakowi nabrzozakowi, paleontologii, żywym skamieniałościom, ontogenezie czy geologii.

  1. Negatywne mutacje semantyczne

Cały bardzo długi akapit można by poświęcić podrozdziałowi poświęconemu mutacjom i przykładom, w których autor nie tylko podaje nieprawdę2, ale co więcej zaprzecza sam sobie3. Zamiast tego chciałbym zwrócić uwagę na nie tyle błędne rozumowanie, co wręcz użycie pojęć w ich błędnym znaczeniu. Jest to o tyle niebezpieczne, iż biolog szybko wychwyci błąd u samych podstaw, natomiast uczeń szkoły może przyjąć złą definicję i wysnuć fałszywe wnioski. Dobrymi przykładami są tutaj pojęcia „adaptacji odwracalnej”4 czy dryftu genetycznego jako „losowej utraty pewnych genów”. Trudno powiedzieć na ile jest to zabieg celowy, a na ile niewiedza autora.

  1. (D)ewolucja w społeczeństwie

Ostatnią kwestią, którą chciałbym poruszyć są końcowe rozdziały książki. Część poświęconą noblistom, stanowiącą zbiór cytatów, które można znaleźć na stronie: potop-exodus.w.interiowo.pl/ewolucja/noblisci.html pozwolę sobie pominąć. Czwarty rozdział poświęcony jest krytyce różnorakich ideologii narodzonych w XX wieku. Ściśle rzecz biorąc – obciążaniu teorii ewolucji, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób, winą za rozwój takich ruchów jak: rasizm, nazizm czy komunizm oraz praktyk jak: holocaust, eugenika czy prób tworzenia hybryd zwierzęco-ludzkich. Trudno jednak doszukać się jasnego rozgraniczenia pomiędzy teorią naukową, a nurtem rozbudowywanym przez kolejnych ideologów końca XIX i pierwszej połowy XX wieku, który z nauką dzielił wyłącznie zbliżoną nazwę.

Ostatnie dwa rozdziały poruszają stanowisko religii odnośnie teorii ewolucji, szczególnie Kościoła katolickiego. Niestety autor tutaj rozmija się z sednem sprawy. Przytacza on wypowiedź papieża Piusa X odnośnie pięcioksięgu, który nigdy nie wypowiadał się na temat ewolucji, a pomija pierwsze historyczne oficjalne stanowisko Kościoła, wystosowane przez Piusa XII. Przytacza również wyrwane z kontekstu słowa Jana Pawła II z listu do Papieskiej Akademii Nauk (1996) rzekomo negujące teorię ewolucji, jednak pomija fragmenty kluczowe i ogólny wydźwięk listu, w którym papież odrzuca sprzeczność między teorią ewolucji, a wiarą katolicką.

Całość kończy się konkluzją „ewolucja to teoria, dewolucja to fakt”. Można by zapytać: „No dobrze, ale czym jest ta dewolucja?” Po lekturze trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, a chyba najprostsza odpowiedź brzmi: „Proces odwrotny do darwinowskiej ewolucji polegający na nieustannym zmniejszaniu się informacji genetycznej i bioróżnorodności świata żywego”. Sądzę, że do tego jednego słowa można by ograniczyć tytuł książki, gdyż pozostałe dwa widniejące tam wyrazy nie mają, niestety, wiele wspólnego z zawartością.

  1. Zakończenie

Osobiście widzę książkę prof. Macieja Giertycha jako dobrze przemyślaną pułapkę na młodych ludzi, mającą za zadanie sprzedać5 im nieprawdę, albo przynajmniej „naciągnąć” znane fakty. Jestem skłonny wyróżnić w niej trzy części: wstęp, część naukową i część społeczną. Wstęp, mający za zadanie zbudowanie publikacji reputacji podpartej autorytetem specjalistów, za których poglądami nie stają jednak żadne dobre badania ani dowody, a autorytet wymaga manipulacji ich afiliacji. Dwa pierwsze rozdziały stanowią część naukową. Jest ona pełna anachronicznych argumentów, odnoszących się często do nieprawdziwych lub odrzuconych tez. Zawiera merytoryczne błędy, wybiórcze fakty i niedomówienia niezgodne z aktualnym stanem wiedzy lub niemające związku z tematem książki. Bo cóż wspólnego z tzw. żywymi skamieniałościami, czy formami pośrednimi, którym poświęcony jest jeden z podrozdziałów, ma zwierze określone jako krewetka modliszkowa figurująca jako przykład? Pozwolę sobie zacytować: „Mantis shrimp (Krewetka Modliszkowa) Nie są ani krewetkami, ani modliszkami. Występują w różnych pięknych kolorach (…)”. Autor nie podaje nawet prawdziwej nazwy zwierzęcia, polskiej ani łacińskiej – Odontodactylus scyllarus czyli Rawka błazen, tym bardziej nie wspomina iż według aktualnego stanu wiedzy nie jest ona spokrewniona zbyt blisko ani z krewetką, ani modliszką.

Trzecia wyróżniona przeze mnie część książki to społeczna. Moim zdaniem autor naraża się na śmieszność, próbując użyć prywatnych opinii dwudziestu noblistów (głównie z dziedziny chemii i fizyki) jako argumentu przeciwko ewolucji, podobnie jak przypisać teorii ewolucji większość zła na świecie jaka wydarzyła się w XX w. Na wspomnienie zasługuje również bogata oprawa graficzna. Na 160 stron głównej treści książki blisko 60 jest zajęte przez wybujałe ilustracje takie jak np. zajmujący dwie strony łodzik w trzech ujęciach. Obawiam się jednak, że po usunięciu ilustracji i powtórzeń „Ewolucja, dewolucja…” zajęłaby niewiele większą objętość niż ten tekst.

Przede wszystkim ubolewam jednak nad tym, że autor – profesor genetyki, w której tkwią dzisiejsze fundamenty biologii ewolucyjnej, który to powinien być autorytetem metodologii naukowej, zdecydował się na publikację i rozesłanie do szkół książki, tak dalece odbiegającej od jej ideałów.

1 Co w gruncie rzeczy i jest dobrym symptomem w społeczeństwie, w którym zanika zarówno chęć jak i umiejętność czytania.
2 „Problem polega jednak na tym, że nie znamy pozytywnych mutacji” (str.20), „Przypadkowe zmiany mogą być szkodliwe lub neutralne. Pozytywne nie będą nigdy.” (str.23),
3 „W efekcie mutacje jednego nukleotydu z adeniny na guaninę nadała szkarłatowi odporność na atrazynę” (str.27 – porównaj przypis nr 2)
4 Takie pojęcie istnieje, lecz funkcjonuje w fizjologii i nie ma nic wspólnego z adaptacją jako synonimem ewolucyjnego przystosowania.

5 Chyba to słowo jest jednak niewłaściwe, w końcu książka jest rozprowadzana za darmo.

Wojciech Pawlak
Koło Naukowe Biologii Ewolucyjnej
Uniwersytet Warszawski


 
Efektem dystrybucji merytorycznie niekompetentnej książki prof. Giertycha do placówek szkolnych była stanowcza reakcja środowiska naukowego, której manifestem jest list do Minister Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej, wystosowany przez polskich naukowców.
Treść listu i wykaz naukowców podpisujących się pod nim znajduje się na stronie „Tydzień Ewolucji”.

Łukasz Czepiński
Dinozaury.com